afryka kair kapsztad
Wyprawa lądem przez całą Afrykę to było nie lada wyzwanie . Razem z Marcinem i Grześkiem wyruszyliśmy na dwa miesiące po bezdrożach Czarnego Lądu . Zaczęliśmy od Kairu - jednak szybko przemieściliśmy się do Asuanu (kilka lat wcześniej zwiedziłem Kair i Luksor )...tak pełen relaks , Nil i oczywiście fajka wodna w ramach czekania na prom do Sudanu

Prom do Wadi Halfa w klasyfikacji sanepidu zapewne nie byłby sklasyfikowany ,ale jakoś dotarliśmy do nabrzeża ...ale nie dalej , bo statek stanął na ...mieliżnie - po dwóch godzinach dotarliśmy na ląd
Spanie w takim upale było możliwe po wyciągnięciu pryczy z lepianek ...tam nawet było mniej skorpionów a był w nocy miły wiaterek ...

a nad ranem odwiedziły nas lokalne małe piękności ciekawe jak wygląda globtroter z Europy 
Wadi Halfa opuściliśmy pociągiem do Chartumu ,ale na stację kolejową podwiózł nas miejscowy osiołek - aż dziwne ,że był w takim upale w świetnej kondycji
Miejscowy ,,Wars''pozostawiał wiele do życzenia - jedyny dostępny towar to zimna cola z lodówek , która cieszyła się ogromnym wzięciem ...

W tych warunkach wytrwaliśmy dobę ...
Wysiedliśmy wszak na naszej drodze stanęły oryginalne , zapomniane i przysypane pustynnym piaskiem piramidy w Meroe - cud na cudami

Na pustynnym szlaku trafiały też się brylanty , które gotowały herbatę ...z takich rąk smakowała podwójnie i gasiła pragnienie natychmiast !
Bez wody długo nie wytrzymalibyśmy ...dlatego z radością przywitałem poniższy pojazd , który zabrał nas z pustkowia Meroe i zawiózł do stolicy Sudanu w miłym towarzystwie
Na południe Sudanu nie udało nam się przedrzeć ,ale trasa do granicy z Etiopią była równie ciekawa ...i bezpieczna wszak zaopatrzeni zostaliśmy w miejscowe środki przymusu bezposredniego Dojazd do Gedaref .

Kobiety Sudanu zaskakiwały nie tylko urodą ,ale i kolorowymi strojami - dzielnie znosiły trudy podróży i obdarowywały nas przy tym jeszcze niezapomnianymi uśmiechami ...
W Etiopii znosiłem nachalność miejscowych , upały i wczesne wstawanie natomiast nie mogłem przełknąć smakołyku indżery .Okolice Bahar Dar
Pamiątki z Etiopii były tak samo cenne jak każdy biały turysta - tu trzeba umieć być asertywnym i konsekwentnym ...nie wszystkim to się udało co skutkowało tłumem dzieciaków wędrujących za nami
Wodospady nad Błękitnym Nilem nie przerażały ogromem ,ale były dobrym miejscem na odpoczynek po męczącym marszu

Lalibela i pielgrzymi dodawały uroku i pozwalały zadumac się nad przeszłością

Kościoły wykute w skale to wizytówka Lalibeli - włóczyć się w zakamarkach tego miejsca to wrażenie niezapomniane .
Rodzina w Etiopii boryka sie z wieloma problemami - przede wszystkim brak pożywienia , wody i pracy .Do tego wielodzietna rodzina musi pomieścić się w drewnianej chatce .
Drugą szczepionkę na żółtaczkę musiałem wziąć już w Etiopii - kumpel okazał się pomocny mimo ,że zrobiło mu się słabo 
Na przejsciu granicznym w Moyale (Etiopia/Kenia) byliśmy swiadkami strzelaniny zakończonej śmiercią rebeliantów kenijskich . Było tak niebezpiecznie ,że zaszyliśmy się w lokalu nasłuchując z oddali koniec walki .Szybko przekroczyliśmy granicę , gdyż lada moment miała zostać zamknięta
Najgorsze było jednak przed nami . Podróz na dachu (metalowe pręty) ciężarówek okazała się najbardziej wyczerpującym przezyciem w czasie całego mojego podróżowania . Nie tylko należało uważać by nie wypaść na drogę ,ale nie mozna było sobie pozwolić również na upadek do wnętrza pojazdu , w której gromadziło się bydło rogate ...i tak przez 30 godzin od Moyale do przedmieść stolicy Kenii.

Gdy pojawił się asfalt przesiedliśmy się do autobusu i tak dojechaliśmy do Nairobi spotykając kobiety sprzedające mleko ze swojej trzody

Nagrodą za wytrzymałość była wizyta w parku Masai Mara - pierwsze przywitałysię z nami słonie ...widok był nieprawdopodobny !

W parku miłość kwitła na całego .Godzinę przyglądaliśmy się amorom lwów w kompletnej ciszy , szoku i osłupieniu !

W parku spotkaliśmy także zebry - były bardzo płochliwe i nie chciały pozować do zdjęć ...

Bardzo niebezpieczny hipopotam trzymał sie od nas z daleka ... a my od niego .

W wiosce Masajów powitały nas kobiety tańcząc lokalne hity .

Dla dzieci kenijskich byliśmy chyba jeszcze większa atrakcją niż oni dla nas ...

Beztroskie życie lwiątek przerwał samochód z turystami ...

Stado bawołów afrykańskich bardzo podejrzliwie przyglądało się dziwnym postaciom z aparatami .
Musiałem spróbować wszystkich środków lokomocji ...jednak daleko na kenijskich osiołkach nie dojechałbym .
Odpoczynek zrobiliśmy sobie na przepięknej tanzańskiej wyspie Zanzibar ..było jak w bajce !
Czas płynął bardzo powoli a my sączyliśmy drinki by nie dać się słońcu ...

Zanzibar to nie tylko plaże ,ale i wspaniałe uliczki , budynki i kościoły .
W pociągu dar saalam - kigoma byliśmy jedynymi białymi ...było fajnie dopóki nie zepsuła sie lokomotywa .

Wsiedliśmy na wiekowy statek ,,liemba'' , który kursuje na Tanganice zabierąjąc po drodze kolejnych pasażerów w taki oto sposób ...
Na ,,Liembie''poznalismy wielu ciekawych ludzi , były pyszne ryby i piękne widoki w drodze do Zambii.
W Zambii pojechaliśmy na safari wodne z hipopotamami , ale najpierw odprężenie nad rzeką .
Mimo obecności przewodnika było dość ekscytująco - słonie , hipopotamy i przepiękne widoki.

Ubikacja w baobabie to szokujący pomysł ...ale jakże przyjemny ...

Wodospady Wiktoria nad Zambezi na granicy Zambii z Zimbabwe to cud natury !

Widoki niesamowite ...moze by tak zobaczyć wodospady z dołu ...Pora na bungee !
111 metrów w dół to tylko 5 sekund , ale wspomnienie do końca życia . Było warto !!!
Botswana przywitała nas ot tak ....
Spływ na Okaringo był ciekawy , szkoda tylko ,że nie było zwierząt tak jak nam obiecywano .
Ten widok fantastycznych baobabów towarzyszył nam przez kilka tygodni ...
W Gaborone podsumowaliśmy nasze dotychczasowe dokonania przy ognisku .
Kapsztad w RPA to piękne miasto.Według mnie jedno z najpiękniejszych na świecie.
Ciekawe kto bał się bardziej ...krokodyl czy globtroter ?

Park botaniczny w okolicach Kapsztadu jest rewelacyjny - szkoda tylko ,że dojazd trudny .
Widok na Kapsztad z Góry Stołowej jest imponujący - świat w zasięgu rąk jak widać .
Zdobyliśmy Przylądek Dobrej Nadziei i tym samym przebyliśmy z Północy Afryki na Południe .Hurra !

Pingwiny w okolicach przylądka były bardzo płochliwe - musieliśmy je tropić w okolicznych krzakach .
Jesteśmy w małym ,ale gościnnym kraju Swazilandzie .

Nosorożce to bardzo poczciwe zwierzaki .Chyba ,że w poblizu są małe - wtedy trzymajmy sie z daleka .

Rodzina w Swazilandzie żyje ubogo ,ale ma swoją dumę .Pani założyła kapelusz specjalnie na spotkanie z nami !
Mieszkaliśmy u nich przez dwie noce - speiwaliśmy religijne pieśni przy lampie naftowej ...to było przeżycie .

Kolejna rodzina ...Tym razem słoniki na drodze ...

Ten mały był bardzo ciekawy ...chyba nie widział jeszcze ludzi ...

Nosorożce szare są w odróznieniu do swoich kuzynów ,,białych '' dość niebezpieczne ...
Wyprawa trampingowa w Swazilandzie rozpoczęta - zapasy jedzenia i wody mamy na kilka dni ! W okolicy nie ma dróg , domów i ludzi .
Sami gotowalismy jedzenie a woda na herbatę znajdowała się w niedalekim strumyku .
Noc spędziłem przed namiotem w śpiworze , gdyż gwiazdy były tak nisko ....
A kiedy lufthansa przekonała nas by zostać trzy dni dłużej w Johanesburgu za pokaźne pieniądze ostatnie noce spędziliśmy na koszt przewoźnika już nie w śpiworze pod gwiazdami a w hotelu Holiday Inn
|